Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się dzieje co chce! Zasypiam i nie wstanę, żeby tu pioruny grzmiały!

(Z przedpokoju głos panny MIRY TARSKIEJ. „A może przeszkadzam? Może nie przyjmuje?“

PRZETAKOWA: Nie, owszem, prosimy bardzo).

GORDON (zrywa się błyskawicznie, chwyta Lolę i Perlmuttera, wpycha ich do sypialni): O nieba! Panna Mira! Zabierzcie te przeklęte pudla ze sobą! Prędzej! (zamyka drzwi za nimi).

MIRA (wchodzi szybko, ma ze sobą jakieś kajęty w ceratowych okładkach): Dzień dobry panu doktorowi! Nareszcie! Znalazł się pan? Ale nas pan wystraszył dopiero! Przeżyliśmy chwilę wielkiej trwogi. Nic się panu nie stało?

GORDON: Dziękuję. Nic. Proszę, pani będzie łaskawa. Może tu, może na fotelu?

MIRA: Ja tylko na króciutką chwilę. Lecę na wykład, potem do pracowni. Wpadłam tylko, żeby się dowiedzieć, co zaszło. Napędził nam pan strachu!

GORDON: Doprawdy? Troszczyła się pani o mnie? Niepokoiła się pani. Jestem nad wyraz szczęśliwy...

MIRA: Masz tobie. Teraz pan znów jest szczęśliwy, nie wiadomo dlaczego! Naturalnie, żem była w strachu i trwodze. Pan prowadzi moją pracę doktorską... Cóżbym ja poczęła bez pana!

GORDON (wzdycha): Tak, praca. Pewnie, oczywiście. To tylko dlatego. Rozumiem.

MIRA: Nie tylko dlatego, ale nie bądźmy sentymentalni. A propos pracy. Mam tu mój kajet z obserwacjami. Proszę pana, jest źle, bardzo źle. Nic absolutnie nie wynika z tego wszystkiego. (Szuka) Gdzież się ten kajet zapodział?