Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
EPILOG

Przypominam sobie wyraźnie tylko tyle, że tego dnia — o godzinie 5 po południu — poszliśmy w kilka osób na kawę czarną do Ichtjologa, Rzeczy wiście — jeden z dawniejszych kolegów moich pracuje zagranicą w instytucie oceanograficznym i studjuje pamięć ryb głębinowych.
Przyjął nas bardzo serdecznie, opowiadał o ruchu naukowym w Europie. Ponieważ w chwilach wolnych zajmuje się archeologją i zna osobiście słynnego p. Cartera, udzielił nam też — tak mi się przynajmniej zdaje — kilku informacyj o odkryciach ostatnich i wykopaliskach w słynnej Dolinie Królów, w Luksorze.
Jakim cudem rozmowa z tych szlaków górnych i wieczystych zeszła na drożyznę warszawską — nie pamiętam. Muszę posiadać pamięć słabszą, niż ryba głębinowa, bo nie wiem nawet, kto pierwszy jął wyrzekać na kiepskie czasy i kto wygłosił zdanie, że za lat pięćset ekspedycja archeologów amerykańskich szukać będzie w lotnym piachu antycznej Warszawy tak, jak dziś szuka Tebaidy, Herculanum, grobowca Tutenkhamena.