Przejdź do zawartości

Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WĘDRÓWKA NARODÓW

Mam wrażenie, że cała reforma finansowa i tak zwana sanacja skarbu odbywa się wyłącznie i jedynie moim kosztem. Wyczerpałem już wszelkie źródła dochodów, sprzeniewierzyłem kilka grubszych sum, naruszyłem kilka depozytów, wypożyczyłem od przyjaciół wszelką gotówkę i wszelkie walory, których w porę nie zdążyli ukryć przede mną. Dosyć! Dłużej nie mogę! Nie mogę płacić za mizerną kolację dwóch rubli w złocie, nie mogę płacić za upranie kilku kołnierzyków czterech dolarów albo dwudziestu dwóch franków szwajcarskich. Poddaję się! Kapituluję! Proszę mnie wziąć do niewoli! Proszę mi zająć Rurę!
Warszawa jest dziś najdroższem miastem na kuli ziemskiej! Za pieniądze, które tu wydajemy, moglibyśmy brać udział w karnawale nicejskim, za to, co nas kosztuje każdy łyk rodzimego powietrza, przesyconego influenzą, grypą, pruderją, gadulstwem i plotkarstwem, moglibyśmy oglądać piramidy, Beduinów, cuda Luksoru, pałace dożów, gaje na Korfu i grotę na Capri.
Rozumiem, że sentyment, dawne nałogi, neurastenja trzymają nas tu jeszcze mocno — w Ziemiańskiej i u Lourse’a. Ale istnieje przecież jakaś lo-