Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyna głosem omdlewającym. — Prawie wszystko zrozumiałam. Ale dlaczego pan profesor się jąka?
Mec spostrzegł, że wciąż jeszcze trzyma jej rękę. Tylko teraz — dla odmiany — bogini grecka ściskała mocno jego dłoń. I to spojrzenie...
— Mam jeszcze jedną ważną konferencję dziś wieczorem — powiedział i zarumienił się. — Muszę, niestety, odejść. Przepraszam.
Złożył ukłon głęboki i poszedł. Starał się naśladować Husiatyńskiego. Szedł ku drzwiom krokiem elastycznym, ale bardzo uroczystym. Po drodze podniósł wgórę ten sam stołek i postawił go ostrożnie na podłodze. Małemu chłopcu wręczył dwa złote pięćdziesiąt i skinął mu głową na pożegnanie. W szatni rzucił jedno gromkie słowo: — Palto! — i po chwili dopiero dorzucił: — Do stu djabłów!
Brnął do domu przez ulice zachlapane i ociekające wodą. Z dachów spadały ciężkie krople, śnieżne kurhany i usypiska na chodnikach topniały, w powietrzu było już trochę błysków i powiewów wiosennych.
Z tych czy innych powodów animusz bohaterski melancholijnego przechodnia stopniał doszczętnie na rogu ulicy Wareckiej.
Opuścił głowę i słaniał się pod murami brudnych kamienic.