Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie pozna. W wydziale rozpoznawczym będą mieli z panem kłopot, panie ten...
— Mec.
— Rozumiem. Wszystko rozumiem. Na głowę nie upadłem! Nie jestem idjota, panie. Mam więcej rozumu, niż piętnastu takich, jak pan.
Siłacz zakasał rękawy. Zatarł ręce, zbadał, jak pianista przed koncertem, elastyczność palców. Poprawił szelki na wypukłym brzuchu...
— I zaraz zaczniemy kontredansa. Zmów pan paciorek, panie ten. Napisz pan testament w notesiku. Chce pan być pogrzebany z własnych funduszów, czy na koszt państwa?
Z kanapek sąsiednich odezwało się kilka głosów uznania i zachęty:
— Dobrze mówi, ale za długo. Załóż mu nelsona, Rudi.
Kto wie, na czemby się ta afera skończyła, ale biedne chude dziewczę z działu izolatorów znów się zakrztusiło, jak dziecko chore na koklusz, pozieleniało i poczęło jęczeć głośno:
— Tak mi źle, Rudi. Tak mi strasznie, okropnie źle. Taka jestem nieszczęśliwa. O Boże!
— Przepraszam pana bardzo — rzekł uprzejmie Mec.