Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto czem? Światłem ultrafioletowem!
— Aha. Przepraszam, że się wtrącam. Wy, medycy, traktujecie przyrodę, jak gazeciarze filozofję, albo sądownicy psychologję. Zgrubsza i mniej więcej. Tak sobie — po gospodarsku. Pan wie, co to jest światło ultrafioletowe? Bezmiar różnych drgań, olbrzymia skala tonów! Orkiestra symfoniczna! Zupełnie, jakby pan człowiekowi, który nie posiada wykształcenia literackiego, powiedział: Czytaj pan! Niech pan czyta najpierw wszystkich autorów na literę A, później pan przejdzie do Balzaka, Barbusse’a, Bibesco, Berangera, Bajrona, Brianda i Buzdygana...
Rudy olbrzym spojrzał na mnie złym wzrokiem i oburzył się.
— Więc niby co ja mam robić? Jakich autorów mam studjować?
— Zaraz. Powoli!
Zacząłem rysować kredą na podłodze pewien schemat. Zbudujemy w mojej pracowni wielki spektroskop. Będziemy naświetlali proszki wszystkiemi „kolorami“ niewidzialnego światła. Od promieni fiołkowych do rentgenowskich i nawet do promieni gamma. Oblepimy wielkie półkole żółtemi proszkami doktora Pecha, puścimy wszystkie aparaty w ruch: lampy kwarcowe,