Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

desa. Zabierał tej młodzieży najpiękniejsze godziny życia, a dawał jej wzamian trochę suchych wiadomości o parciach i ciśnieniach. Dlaczego? Poco? W jakim celu? Każdy musi umieć czytać i pisać, bo inaczejby się z ludźmi porozumieć nie mógł. Ale co przyszłemu bankierowi albo starszemu buchalterowi przyjdzie z tego, że się dowie zamłodu, ile traci na wadze „ciało pogrążone w wodzie“?
Miał tylko jednego jeszcze ucznia — prywatnego. Był to trochę pomylony obywatel ziemski, niejaki pan Kobierzyński. Przyjmował swego metra w dużym, widnym salonie, sadzał go w fotelu o białych złoconych poręczach, traktował czarną kawą. W salonie obrazy w złoconych, ozdobnych ramach stały pod ścianami, czarny samotny fortepian nudził się w ciemniejszym kącie. Meble wogóle wyglądały tak, jakby ktoś się miał zamiar wprowadzić albo wyprowadzić. Pod oknem na lśniącej posadzce stał trójnóg z czarnych desek i dźwigał zwykłą tablicę szkolną, na której Mec rysował kredą kółka i strzałki. Ale uczeń — pan Kobierzyński — słuchał wywodów nauczyciela niechętnie. Zajmowały go własne pomysły. Chciał zawiesić ziemię na dużym sznurze, umocować drugi koniec na słońcu, rozbujać... Coby z tego wynikło? Pytał się też, z czego świat powstał, co było