Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
FABRYKA. RYTM PRACY. KRÓLIKI.

W poniedziałek wczesnym rankiem seledynowe auto fruwało po szarych, gładkich asfaltach, groźne, zabójcze i niechybne, jak wystrzelona torpeda. Tylko zamiast ładunków wybuchowych wiozło dwóch spokojnych panów: uśmiechniętego Daverroesa i strwożonego nauczyciela warszawskiego w ciemnem, ciężkiem kortowem ubraniu.

Minęli szybko wille, pałace, aleje Tiergartenu, pomniki, place, zwiedzane zazwyczaj przez cudzoziemców, kioski, bramy, tarasy, kawiarnie i wpadli wreszcie w ryczący, ospały, zły potok furgonów, platform, samochodów ciężarowych. Po obu stronach ulicy wznosiły się czarne i czerwone domy, wielkie żelazne windy zewnętrzne pięły się po murach wgórę, kominy, zbrojne w druciane maski, pluły pogardliwie sadzą na kopułę niebieską. Mec poznał osławiony Moabit... ale później stracił orjentację i opuściły go resztki odwagi cywilnej. Stał przed nim w całej okazałości potężny zamorusany olbrzym, zgrzytający że-