Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

licznych? O przezroczystych warstewkach metalu, rozpylanych katodowo? Czy...
Mała Lina zerwała się z miejsca i oznajmiła kategorycznie:
— Nie pozwolę męczyć dłużej doktora Meca. Od dwóch godzin tylko on mówi, bawi i uczy nas, darmozjadów i pasorzytów. Wszelka rozmowa musi polegać na wymianie zdań. My jesteśmy dziś głupi, nieciekawi — wyzyskujemy pana doktora.
— Mała ma rację! — krzyknął Lionel. — Przerywamy posiedzenie.
Porwał Meca i po kręconych schodach wewnętrznych zaprowadził go do pokoju na piętrze.
Z okna widać było klomby, trawniki, drzewa i wdali pogmatwane linje dachów. Dalekie, groźne, wyniosłe mury i — bliżej — jasnozielone trawki, pękate, czerwone tulipany na wysokich łodygach.
— W mieście wszelka roślinność wygląda, jak nagłe i nieoczekiwane szczęście w szarem życiu ludzkiem — myślał Mec, zapadając w rozkosznie miękką kanapę angielską. — Co to się stało właściwie? Gdzie jestem? kim jest szalony mułła? Dlaczego go nazywają dyrektorem? Skąd ma taką piękną siostrę? Mała pewnie wogóle nie istnieje, tylko mi się przyśniła. I ten pokój, zalany