Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chody śmigają, propellery furkoczą. I wszędzie tkwi — magnesik Oersteda! Gdyby astrologja zawierała choć źdźbło prawdy, dziś — po tylu wiekach — otrzymywalibyśmy na pewno w każdym urzędzie miejskim, w każdym komisarjacie za kilka groszy horoskop oficjalny, w którym wypisywanoby nam bez ochyby, nieomylnie, z matematyczną ścisłością, kiedy się ożenimy, kiedy wygramy na loterji, kiedy zapadniemy na katar i o jakiej porze będziemy mieli największe powodzenie u kobiet. Wiedza tajemna ględzi o światłach, odlewach z parafiny — dlaczego z parafiny? — o ekierce, o snach, wizjach, przeczuciach... Ciągle w kółko. Prawdopodobnie nawet za lat sto sprawa się nie posunie ani o krok dalej. Tylko wtedy już murzyni i kafrowie, nie warszawiacy, będą maczali dłonie w parafinie. Widma będą czarne, bronzowe, kawowe, albo brunatne, nie białe, jak dotąd.
— Spojrzyjmy na tę sprawę z innej strony! Dlaczego medja oszukują? Co im na tem zależy? — pytała ostro panna Impekoven.
Mec westchnął i spochmurniał:
— Nie wolno mi mieć do nich pretensji... Nie mam prawa. Ja sam oszukuję. Jestem Cagliostrem, Józefem Balsamo, szarlatanem, wydrwigroszem. W jednej osobie! Mogę przytoczyć dowody...