Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cerze. Ten z „Café Mozart“. Łapał oddech, trzymał się za serce i wyrzucał słowa bez związku:
— Starzejemy się. Tak, tak. Starzejemy się. Nogi mam, jak z waty. Serce czy co. Nigdybym nie uwierzył, że już taki niedołęga ze mnie...
Obaj panowie stali pod latarnią jakiegoś baru i oddychali ciężko, hałaśliwie. Policjant przyglądał im się badawczo i roztrząsał zwolna pytanie, które jest problematem zasadniczym wszelkiej władzy na tym globie: wkroczyć czy nie wkroczyć? Czekać aż się potłuką, czy rozbroić, nim się za łby wezmą?
— Czem mogę panu służyć? — rzekł wreszcie Mec. — Przepraszam, jeżeli mimowoli sprawiłem panu jakąś przykrość. Chcę wrócić do domu. Mieszkam daleko, w innej dzielnicy... Dowidzenia!
— Zaraz! Halt! Chwileczka! Jestem... Cóż u licha! Profesor mnie nie poznaje? Daverroes!!!
— Kto?
— „Szalony mułła“! Daverroes! Kandydat nauk przyrodniczych. Specjalność: rury próżniowe!

Mec aż przykucnął ze zdumienia. Szalony mułła!... Przed wojną pracował między innymi w instytucie frankfurckim pewien nieszczęśnik, rodem z jakiegoś kraju