Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludniejszej z nich — robotniczej dzielnicy Belleville. A propos, jeżeli nie zna pan jeszcze ostatnich nowin, mogę panu donieść, że w tych dniach robotnicze dzielnice Paryża, Belleville i Menilmontant, z przyległościami, oderwały się od reszty miasta i utworzyły samodzielną robotniczą republikę rad. W chwili obecnej rozporządzają już laboratorjami nie gorszemi od naszych, gdzie koledzy pańscy pracują nad zlikwidowaniem wspólnego nieprzyjaciela. Mam wrażenie, że informacje o postępach ich prac powinny pana interesować i że wzajemna wymiana spostrzeżeń byłaby nie bez pożytku dla obydwu stron. Zdołałem — z niemałym trudem, to prawda — nawiązać z nimi kontakt telefoniczny. Musieliśmy w tym celu przeprowadzić druty poprzez wszystkie leżące między nami dzielnice, co przy obecnem rozdrobnieniu Paryża na samodzielne państewka nie było wcale rzeczą łatwą. Wpadliśmy na pomysł zużytkowania w tym celu tunelów metra. Dziś wieczór postawimy panu aparat, który połączy pana bezpośrednio z laboratorjum republiki Belleville.
Profesor nie posiadał się z zachwytu:
— Co pan mówi! Ależ to kapitalny pomysł! Ma się rozumieć, że to ogromne ułatwienie. Jeżeli tamci mają dobrze urządzone pracownie, będziemy mogli równolegle dokonywać wielu doświadczeń. To niezawodnie przyśpieszy wynik moich poszukiwań. Tak, to istotnie świetny pomysł.
— Czy nie ma pan jeszcze jakichś życzeń?
— Owszem. Niech pan każe usunąć stąd radjo. Asystenci będą mogli słuchać wiadomości, jeżeli ich to interesuje, w innym pokoju. A ja nie mam w tej chwili do tego głowy. Przeszkadza mi to w pracy.
— Życzeniu pańskiemu stanie się zadość.
Uścisnęli sobie ręce, jak dwaj starzy znajomi.
Schodząc po schodach w kierunku wyjścia, P’an Tsiang-kuei natknął się na jednego z asystentów, małego, pucołowatego Japończyka. Kolegowali z sobą kiedyś na Sor-