Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Paryż w pierścieniu kordonu skazany jest na wymarcie, że nie ocaleje zeń ani jedna żywa dusza.
Co prawda, od pierwszych chwil istnienia republiki, na rozkaz KC. przedsięwzięte zostały najenergiczniejsze środki w walce z zarazą. Korzystając z zamieszania, jakie zapanowało w skołowaciałych dzielnicach burżuazyjnych, republika Belleville w zuchwałym wypadzie zawładnęła instytutem Pasteura i ciężarowemi autami przewiozła na swoje terytorjum cały jego inwentarz. We wzorowo urządzonych laboratorjach dziesiątki uczonych, oddanych sprawie proletarjatu, pracowały dniem i nocą w nadludzkiem wytężeniu nad unieszkodliwieniem śmiertelnego zarazka. Codziennie dokonywano próbnych szczepień nowowynalezionych surowic, nie dających, jak i wszystkie poprzednie, pożądanych rezultatów.
Po miesiącu bezskutecznej walki towarzysz Lecoq przestał wierzyć w możliwość pomyślnego wyniku. Na rozgrywające się dokoła wypadki patrzył z ciekawością przyrodnika, obserwującego obumieranie komórek. Cierpiał nad tem, że tyle materjału dokumentalnego przepadnie nadarmo, nie stanie się nigdy dobytkiem ludzkości. Myśl ta dręczyła go po nocach.
Wymrą wszyscy, nie zostanie nikt, ktoby mógł odtworzyć dla przyszłych pokoleń historję tego miasta, niezapomnianą i chimeryczną.
Postanowił wreszcie sam, pokryjomu, na podstawie zebranych danych, ustnych relacyj, i naocznych spostrzeżeń spisać jego kronikę. Umrze on, wymrą wszyscy, zostanie rękopis. Przeminie dżuma, przyjdą nowi ludzie, odnajdą go, otrząsną z kurzu, nie zginie na zawsze ten obfitujący w cenne doświadczenia płat historji, niepowtarzalne perypetje tego makabrycznego okresu.
I po nocach, ukradkiem, w godzinach wolnych od zajęć służbowych, wciągał do grubego bruljonu zebrane w ciągu