Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rotmistrz Sołomin ze swego przymusowego zawodu wyniósł nieprzezwyciężoną pogardę dla Francuzów, jako uosobienia wszystkich cech diametralnie przeciwnych „szerokiej naturze rosyjskiej“.
Mocą wieloletniego nawyku, obecny rotmistrz, zmieniwszy uniform szoferski na kawaleryjskie rajtuzy, nie przestał wartościować ludzi stosownie do wielkości dawanych przez nich napiwków. Nie był to bynajmniej z jego strony objaw solidarności w stosunku do klasy parjasów, której szeregi opuścił niedawno, lecz jedna z tych wyżłobionych w umyśle fałd przyzwyczajenia, po których myśli spływają automatycznie, jak łzy po bruzdach pooranej zmarszczkami twarzy.
Po raz pierwszy szedł chodnikami tej dzielnicy, jak wolny, równouprawniony przechodzień, spoglądając z wysokości swych złotych epoletów na mijających go ludzi. Możnaby powiedzieć, że wraz z mundurem oficerskim włożył na oczy inne okulary i oglądane przez nie po raz pierwszy miasto, którego nie znosił, pochylony nad kierownicą, z trotuaru wydało mu się naraz przez te szkła przyjaznem, pociągającem i nie pozbawionem swoistego uroku.
Zatrzymał się w kontemplacji przed oszkloną witryną wielkiego zakładu restauracyjnego, uciekającego w głąb tunelem luster, cienistą oranżerją, egzotyczną i dziwaczną, gdzie nad bielą rozrzuconych, jak płaty śniegu, obrusów kołyszą się wysmukłe wachlarze palm.
Dawniej szybko wymijał te lokale, czasem tylko, ilekroć wypadało mu wysadzać przed ich oszklonym tunelem wyfraczonych gości, rzucał do wewnątrz ukradkiem złe, zazdrosne spojrzenie. Był to ten inny, zamknięty, na zawsze niedostępny świat, miasto w mieście, odgrodzone od reszty tylko grubą taflą szkła, widzialne a nieprzeniknione. Dostać się tam można było jedynie, przywdziawszy uprzednio frak, podobnie, jak poto, aby przeniknąć w głębie morskie, włożyć trzeba ubranie nurka.
Znieruchomiałego przed witryną rotmistrza Sołomina