Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patją zatruł się pewnego dnia bakcylem i zmarł w strasznych męczarniach, René nie doznał z tego powodu najmniejszego żalu, przeciwnie, coś, jakby złośliwe zadośćuczynienie. Asystent miał nieszczęście stłuc poprzedniego dnia przez nieuwagę jedną z retort, czego René nie był mu w stanie darować, uważając w głębi śmierć jego za usprawiedliwiony odwet zabitego przedmiotu.
Nie przeszkadzało to bynajmniej, że René odznaczał się wyjątkowo dobrem sercem i nie skrzywdziłby muchy.
Zbierając szczątki potłuczonych przyrządów i napróżno próbując złożyć je zpowrotem, René myślał z goryczą:
— Niech sobie okaleczą człowieka, — człowieka mi nie żal! Człowiek może się bronić. Co innego — rzecz. Kto krzywdzi rzecz, jest łotrem. Rzecz jest bezbronna.
Poczucie wewnętrznej odpowiedzialności za życie setek tych kruchych istot przeważało szalę jego ludzkich sentymentów.
W chwilach wielkich kataklizmów i rewolucyj, ludzie typu René zdolni są do największych bohaterstw i poświęceń dla uratowania zagrożonej maszyny, spoglądając równocześnie obojętnie na rozlewaną w ich oczach krew ludzką.
Ta świadomość nieustannej odpowiedzialności za życie minjaturowego światka, którego czuł się opiekunem i panem, napawała skądinąd René głęboką dumą i poczuciem własnego znaczenia, wyraźnie bagatelizowanego przez ludzi otaczających. W fikcyjnej hierarchji administratorów tego świata René był osobą najniższą.
Cała popołudniowa wizyta u Pierra i przechadzka z nim po mieście były poniekąd uplanowanym z góry manewrem, zmierzającym do tego, by sprowadzić Pierra, niby odniechcenia, pod bramę instytutu i olśnić go swojem małem królestwem.
Oprowadzając onieśmielonego Pierra wzdłuż oszklonych szaf, jak przed połyskującemi w słońcu szpalerami podwładnych armij, René upajał się rozkoszą swej złudnej potęgi.