Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Twarz, uwalniając się rękami od niespodzianego uścisku, również mierzyła go badawczo.
— Pierre?
Pierre natężył myśli, usiłując coś sobie przypomnieć. Teraz zdawało mu się, że pamiętał: Etienne z parterowej pakowni.
Przedarli się przez tłum w boczną uliczkę. Etienne mówił coś szybko i niezrozumiale. Tak, jego odprawiono również. Dostać gdziekolwiek pracę niepodobna. Kryzys. Trzeba z trudnością zarabiać sobie na życie. Próbował wszystkiego. Sprzedawał „koko“. Nie szło. Za wielka konkurencja. Wylansował swoją Germaine. Zawsze za wieczór kilkanaście franków przyniesie. Chociaż czasy bardzo ciężkie. Mało cudzoziemców. I podaż przekracza wszelkie możliwe zapotrzebowanie. Trzeba samemu coś dorabiać na boku.
Teraz jest „naganiaczem“. Robota żmudna, ale jeszcze stosunkowo najintratniejsza. Trzeba znać kilka adresów i przedewszystkiem być pyskatym, to grunt. Troszkę jeszcze trzeba być psychologiem. Wiedzieć, czem kogo brać. Też duża konkurencja, ale jeżeli się jest wyszczekanym — można wytrzymać.
On specjalizuje się w starszych panach. Zna kilka domów, gdzie trzymają smarkatki. To zawsze ma powodzenie. Tu, niedaleko, przy ulicy Rochechouart. Trzynastolatki. Towar pewny. Trzeba tylko umieć to podać w odpowiednim sosie. Przedstawić: krótka sukieneczka, fartuszek, warkoczyk z kokardą. Na górze pokoiki — szkółka: święty obrazek, łóżeczko z siatką, pulpicik szkolny, tablica, na tablicy — kredą: 2 x 2 = 5. Pełna iluzja. Żaden starszy pan się nie oprze. Od gościa za wskazanie adresu — dziesięć franków, od gospodyni — pięć. Wyżyć można.
Tutaj ma swój posterunek. Jeżeli Pierre chce, może go w tę robotę wprowadzić. Kilka adresów na ucho. Grunt — wymowa. I orjentacja. Wiedziec, do kogo podejść. Najlepiej czekać przed restauracją. Może obierze sobie jego