Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedno, co opowiada on o bitwie pod Kijikiem, wystarczy, aby postawić Urtabajewa pod murem.
— Wystarczy jeden świadek?
— Czasem wystarczy i jeden. A jeśliś ciekawy — jest i drugi. Mówię ci to dlatego, abyś wyrzucił głupstwa z głowy. Żyje jeszcze jeden z dżygitów Fajzy, który przyniósł w zeszłym roku do GPU w Parcharze głowę swego kurbaszy. A więc dżygit ten, — nazywa się Kuandyk, — brał udział w zasadzce pod Kijikiem ze strony basmaczów. Niedawno badał go Komarenko. Kuandyk powiada, że Fajza zgóry im zakazał ruszać Urtabajewa. To raz. Mówi, że dwaj rosyjscy technicy nie byli w walce zabici, lecz wzięci do niewoli i rozstrzelani potem, kiedy Urtabajew gawędził z Fajzą. I Urtabajew stał i patrzał, jak ich rozstrzeliwują. Chodziło o to, by nie zostali z naszej strony świadkowie. To dwa. Kiedy Fajza zwolnił Urtabajewa, dając mu konia, o żadnej kapitulacji oddziału Fajzy na trzeci dzień, jak twierdzi Urtabajew, między basmaczami nie było już mowy. Przeciwnie, jak tylko odjechał Urtabajew, Fajza wezwał swych dżygitów i powiedział im, że będą za trzy dni w Kurgan-Tubie, gdzie wszystko będzie już przygotowane. Wszyscy dżygici zrozumieli, że ma to przygotować Urtabajew. Czy to mało?
— Od jakiego to czasu, towarzyszu Synicyn, dajesz wiarę basmaczom?
— Kuandyk nie jest tutejszym mieszkańcem, lecz muminabadzkim. Nikt nie mógł przewidzieć, że będą go badać. Chcesz więcej dowodów? Jest więcej.