Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Twoja królewska wola rozkazywać, moja rzecz słuchać. Z czego każesz, o królu? – zapytuje chłopek.
— Zrób, — mówi król, — z żelaza, ale taki, żeby zdaleka, jak szabla błyszczał.
— Dlaczego nie, można i z żelaza. A żelaza, wasza królewska mość, dasz?
— A ile ci potrzeba? – zapytuje król.
— A no, ile jest, miłościwy panie, w twojem wojsku puklerzy, hełmów, mieczy i szabel, niech zwiozą na plac, — a nuż, starczy.
— Stój, — mówi król. — W ten sposób, całe me wojsko bez broni zostanie. Jaki ze mnie wtedy król? Buduj z czego innego.
— Twoja królewska wola rozkazywać, moja rzecz słuchać. A z czego budować? Chyba z drzewa, co?
— Niech będzie z drzewa, tylko pomaluj, żeby jutro błyszczało.
Wziął chłopek siekierę, poszedł do królewskiego ogrodu i począł stuletnie jesiony rąbać. Porąbał jeden, porąbał drugi... Wychodzi do niego król.
— A to co? — mówi. — Widzę, ogród mój królewski rąbiesz?
— Rąbię, — powiada chłopek. — Drzewo chyba na most potrzebne? W całem królestwie, oprócz twego ogrodu, odpowiedniego drzewa się nie znajdzie.
— A ile potrzebujesz drzewa?
— A no, cały ogród wyrąbię, a i parkan złamię, może wtedy i starczy.