Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

król indyjski. A stolica króla leżała nad wielką głęboką rzeką, i mostu na rzece od wieków nie było. Jak kto mógł, tak się i przeprawiał.
Zorjentował się król w przeddzień przyjazdu gościa, że wjazd do jego stolicy nie jest wygodny i zdecydował za wszelką cenę zbudować przez rzekę most.
Woła do siebie król chłopa-prostaka, cieślę: uchodził za wielkiego majstra, pałace wszystkim ministrom budował i na wymysły, jak to mówią był chyży.
Mówi król do chłopa:
— Zbuduj mi do jutra most przez rzekę. Zbudujesz — dam ci tyle złota, ile koń udźwignie, a nie zbudujesz, każę ci głowę uciąć. Tak, żebyś wiedział.
Podrapał się chłop za uchem i mówi:
— Twoja królewska wola rozkazywać, moja rzecz słuchać. A z jakiego materjału wasza miłości każesz budować?
— Niech będzie, — powiada król, — z czystego złota, aby błyszczał o sto wiorst.
Słowo królewskie — rozkaz. Zaprzągł chłop podwód pięćdziesiąt, podjeżdża ku królewskiemu skarbcu, złoto ładuje. Naładował wozów dziesięć, król do niego wychodzi:
— Ile ci potrzeba złota? — pyta.
— A no, — odpowiada chłop, — wszystko, co tu jest, a jeszcze fur dziesięć dodaj.
— Stój, — rzecze król, — tak, to u mnie w skarbcu nic się nie zostanie złota. Jakimże wtedy królem będę? Buduj z czegoś innego.