Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Posadzą, siądę. Dopóki ciebie nie wyleli, ryć będziesz ty.
— Tyś, Jeremin, argumentów Czetwiertiakowa na pamięć się nauczył, — zauważył Urtabajew.
Jeremin odsunął talerz z zupą.
— Idźcie wszyscy do ciężkiej cholery. Co ja tu jestem, oskarżony czy co?
Wstał i skierował się ku drzwiom. Na progu się zatrzymał:
— Powiedz lepiej swemu zawodowemu sprzymierzeńcowi, żeby zarządził śledztwo. Schlany jak świnia szofer wyjechał dziś do Stalinbadu i ciężarówkę w Wachszy utopił. Jego samego, sukinsyna, ledwie żywego wyciągnęli. W ten sposób, do mego przyjazdu ani jednego samochodu nie zostanie...
— Wiedziałem, że tak się skończy, — po chwilowem milczeniu podjął Urtabajew, przeprowadzając spojrzeniem ogromną postać Jeremina. — Słaby człowiek. Krzyczy, klnie, rzuca się, wszystkiego się chwyta, od rana do nocy przy pracy, a korzyści mało. Dziwię się, jak mogła partja wyznaczyć Jeremina do takiej pracy.
— To już zostaw, — nachmurzył się Synicyn, — byłem z nim razem kiedyś na polskim froncie. Byłem u niego politkomisarzem. Szukać takiego dowódcy w całej armji. Nie mogę zrozumieć, co się z nim stało.

— Przy mocnej jaczejce i zawkomie[1], w mniej ciężkich warunkach, może i dawał sobie radę. A w na-

  1. Zawkom — kierownik komitetu.