Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja to z roboty widzę, nie zaś z posiedzeń.
— Kiepsko widzisz. Trzeba naprzód patrzeć. Twoje nieszczęście, że horyzontu nie widzisz.
— Nie jestem poetą — aby fruwać po horyzontach, lecz naczelnikiem budowy. Patrzę co mam w ręku i obliczam, co mogę z tem zrobić.
— Tego, co można zrobić, właśnie nie widzisz. A więc przyjm do wiadomości: drugi miesiąc, od chwili mej nominacji tutaj, dobijam się mobilizacji członków partji i komsomolców na naszą budowę. Wczoraj CK zadecydowało. Za tydzień, dziesięć dni otrzymamy dwustu partyjnych i trzystu komsomolców. Partyjnych siedemdziesiąt procent, komsomolców sto procent z ludności miejscowej. Anulujesz swą depeszę?
— Na budowę maszyny są potrzebne, a nie komsomolcy. Wielka mi rzecz. Trzystu komsomolców! Widzieliśmy już twych komsomolców. Po tygodniu rozbiegną się wszyscy spowrotem do domów.
— Urządź im więc takie warunki pracy, aby się nie rozbiegli. Mniej depeszuj, a więcej dbaj o utrzymanie ładu.
— Co więc, ziemię łopatą mam kopać? Na grzbiecie wywozić, co? I tak wszystko na mym grzbiecie niosę. Transportu nie dali, zamiast 250 maszyn tylko 50. A z tych połowa połamana. Kletraków zamiast stu pięćdziesięciu — ani jednego. Ekskawatorów zamiast dwudziestu sześciu — trzy. Co to? Kpiny? To się nazywa stuprocentową mechanizacją? Z tym wyryjesz kanał na czterdzieści kilometrów? Siadaj na mojem miejscu i ryj.