Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mat są nie na miejscu. O wszystkich brakach w zaopatrzeniu możecie wypowiedzieć się na zebraniu. Teraz czas pracy i wszyscy winni niezwłocznie stanąć do roboty.
— Nie gadaj! — melancholijnie rzucił chłop w granatowej majce. — Dasz machorkę — pójdziemy!
— A ty co możesz wiedzieć — potrzebna machorka roboczemu człowiekowi czy nie, jeżeliś sam niepalący?
Cały barak zatrząsł się śmiechem.
Harmonista z zachwytem brzęknął na harmonji cały refren.
— Co to takiego? — rozległ się groźny głos przy wejściu.
W drzwiach stał Jeremin.
Czetwiertiakow podszedł do niego:
— Robotnicy sarkają. Nie dostali machorki, nie chcą iść do pracy. Usiłowałem ich nakłonić — nie słuchają. Może pan, Mikołaju Wasyljewiczu, przyprowadzi ich do rozumu? Pan umie z nimi mówić. A na mnie czekają w biurze...
Nie czekając odpowiedzi, Czetwiertiakow wyszedł szybko z baraku.
— Co to takiego? — powtórzył groźnie Jeremin.
Harmonista przestał grać.
— Co tu za hecę robicie? Nie idziecie do pracy? Spacery? Kułackie głowy podkręcają tu was, a wy, jak stado baranów, idziecie przeciw budowie, prze-