Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przecisnęli się poprzez zapchany pokój i pomaszerowali w kierunku końcowych baraków.
W baraku, dokąd przyprowadził ich Tiopłych, unosiła się woń onucek. Na narach, wzdłuż ścian siedziało i leżało sześćdziesięciu robotników. Gdzieś, w kącie piszczała ochryple harmonja.
Przy nadejściu Czetwiertiakowa, harmonja przestała grać i część robotników powstała, pozostali zaś leżeli dalej, udając, że nie spostrzegają przybyłych.
— Towarzysze, — powiedział Czetwiertiakow, poprawiając binokle, — co to znowu za historja? Chcecie przerwać robotę? Każdy uświadomiony robotnik powinien rozumieć, że kollektywne opuszczanie pracy na budowie — równoznaczne jest szkodnictwu. Obecnie, gdy partja i władza sowiecka postawiły nam terminy i z naprężeniem śledzi za postępem robót, kiedy drogą jest, dosłownie, każda stracona minuta, — przerywać przez błahostki pracę — to przestępstwo, niegodne uświadomionego robotnika. Jestem przekonany, że była to z waszej strony zwykła demonstracja, aby przypomnieć kierownictwu o brakach, istniejących w dziedzinie aprowizacji. Mogę was upewnić, że administracja uczyni wszystko, co od niej jest zależne, aby zlikwidować niedociągnięcia w dowozie produktów. W każdym razie nie należy przeciągać tej demonsrtacji. Budowa straciła już i bez tego całą godzinę roboczą. Nie powiątpiewam, że wy wszyscy, jak jeden, niezwłocznie pójdziecie do pracy. Ja czekam, towarzysze!
— Będzie palenie — pójdziemy. Nie dasz ma-