Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trwałego materjału, niż glina, wymyślali legendę o bogu, który z gliny ulepił człowieka.

O świcie zajechała maszyna z portu lotniczego. W maleńkiej kancelarji amerykanie zastali już rosjanina, ich towarzysza podróży z Aktiubińska.
Przyszedł nowy pilot, zajrzał do dziennika pokładowego i nawiązał jakiś spór z naczelnikiem. Zwrócił się potem do pasażerów, wskazując na rosjanina, Murri’ego i Clarka i gestem polecił im iść za sobą. Wszyscy czterej podnieśli się. Pilot wskazał Barkerowi krzesło, dając do zrozumienia, że musi się zostać i pokazał trzy palce. Clarke zrozumiał, że może ich lecieć tylko troje.
Urzędnik tadżycki nie przyjechał, a nikt z obecnych rosjan nie mówił po angielsku.
Barker także zrozumiał polecenie pilota i zaczerwieniwszy się z oburzenia, gestukulacją dał naczelnikowi pojąć, że nie myśli się zostać.
Wyczerpawszy cały zapas środków mimicznych, rzucił się na Clarka i Murri’ego i oświadczył, że on sam jeden tutaj nie zostanie. Jeżeli oni nie mogą lecieć razem, to powinni na znak protestu zrezygnować wszyscy trzej z lotu i nauczyć tę bandę za ich dzikie porządki, możliwe tylko w tym wschodnim kraju. Uparcie wtykał pod nos zakłopotanemu naczelnikowi swój bilet pasażerski, i wskazując na rosjanina, krzyczał po angielsku, że jeżeli ktoś z nich musi się zostać, to niech zostanie ta świnia, a rozłączać ich, komisję amerykańskich specjalistów, nikt nie ma prawa.
Pilot z wyraźnem zainteresowaniem patrzał pro-