Strona:Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozpoczęła się wielka krzątanina. Jedni górale poszli ścinać kosodrzewinę, drudzy wygarniali z koléby kamienie, aby urządzić wygodne legowisko. Wpół godziny, przed otworem naszego hotelu buchał ogień, a wewnątrz leżało kilka warstw kiści kosodrzewiny, jakichś wielkich liści i trawy. Wszystko to było mokre, ale to nas mało obchodziło. Gdy podkład był gotowy, wsunąłem się nań dla przygotowania sobie łoża z palta, pledu itd. i, trochę z ciekawości, jak się tam będzie spało, a trochę ze zmęczenia położyłem się na nie. Zrobiłem wtedy dwie wcale niepocieszające obserwacye, a raczéj, jaskrawiéj przedstawiły mi się spostrzeżenia, które się odrazu każdemu w oczy rzucały. Najprzód sklepienie w głębi i po bokach było tak niskie, że koniecznie z uwagą trzeba było podnosić głowę, aby się nie zranić o ostry granit. Co będzie jeśli we śnie, z powodu możliwych niespokojnych marzeń, nagle się kto zerwie? Ha! Niech się nie zrywa. Jeśli wolą można nakazać sobie przebudzić się o téj a o téj godzinie, to dla czegóżby nie można było rozkazać sobie leżeć spokojnie i w razie przebudzenia nagłego podnosić głowę „langsam und bedächtig“? Zapobieżenie dwóm innym nieprzyjemnym warunkom nie było już w naszéj mocy. Podłoga, czy dno, koléby leżała przynajmniéj o dwie stopy niżéj od poziomu otaczającego. Jeśli się deszcz wzmoże i długo padać będzie, to nas w tym dole zaleje, lub przynajmniéj podmoczy posłanie.
Zwierzyłem się z tą obawą kolegom i góralom. Sieczka utrzymywał, że woda nie dojdzie bo wsięknie pomiędzy kamienie.
Daléj — jakiś głuchy szum i łoskot, który przypisywałem potokowi płynącemu obok skały, stając się coraz silniejszym, umiejscowiał się coraz wyraźniéj pod posłaniem. A więc to potok nie obok skały ale z pod skały płynie! Skała jest w części podminowana: pod kolébą puste miejsce i woda. A nuż się grunt zapadnie i wpadniemy w wodę.... A nuż potok od deszczu rozszaleje, wymuli słabe może podstawy skały, która nas przytłoczy... Doprawdy perspektywa wcale nie pocieszająca!
Mówię o tém profesorowi.
— Eh!.. odpowiedział.
Rzeczywiście nie można było wynaleźć pozytywnego uspokojenia. Liczyć można było tylko na to, że jeżeli się skała dotychczas nie zapadła, to dla czegóżby miała na nas czekać, aby sobie téj rozkoszy pozwolić. Ponieważ na wycieczkach tatrzańskich, szczególniéj po spiętrzonych skałach często trzeba się pocieszać podobném rozumowaniem, i ponieważ dotychczas źle na tém nie wyszedłem, więc po chwili już zapomniałem o mojéj poprzedniéj obawie, tembardziéj że podano herbatę.