i nazajutrz jedziemy, do lodowéj groty Dobrzyńskiéj, 8 mil ztąd oddalonéj.
Wycieczka do téj niedawno odkrytéj jaskini, budzącéj podziw ogromem lodowego podkładu słupów i ścian, niekiedy fantastycznie ukształtowanych, zabiera nam prawie 18 godzin czasu, i dopiéro około północy stajemy na nocleg w Szmeksie. Grota lodowa już kilkakrotnie po polsku była opisywana. Nic nowego nie mógłbym o niéj powiedziéć, nadto, co było podane. w jedném z illustrowanych pism warszawskich. Na drodze zaś jeden tylko mały epizod był tyle oryginalnym, i dla swéj komiczności wart zanotowania. Jeden mianowicie z górali spotkanych na drodze zażądał odemnie „maszyny.“
— Jakiéj maszyny? zapytałem zdziwiony.
— A téj z habryki.
Maszyny z fabryki?! Zrozumiecie czytelnicy jak był zdziwiony tém żądaniem dr. B. który jeszcze nie znał dyalektu tatrzańskiego. Patrzył na mnie wielkiemi oczyma, gdym rzekł: a! dobrze, i podał góralowi papierosa. Fabryka bowiem oznacza u nich tytoń.
Pomijam milczeniem inne szczegóły téj wycieczki i szybko podążam do właściwego tematu.
Nazajutrz padał ulewny deszcz. Ani myśléć o wycieczce. Cały dzień przechodzi na wędrówce po Szmeksie, z mieszkania do kawiarni, z kawiarni do restauracyi et vice versa, oraz na rozmowie z pp. Eliaszem i Pawlikowskimi, pierwszorzędnymi turystami polskimi, których w Szmeksie zastaliśmy.
Z całodziennego pobytu w Szmeksie godzien jest zaznaczenia tylko fakt ofiarowania Towarzystwu Karpackiemu Węgierskiemu przez prof. Chałubińskiego, atlasu do dzieła Staszica „O Ziemiorodztwie Karpat itd.“ Samo dzieło już dawniéj im podarował. Uczynił to profesor w celu pokazania węgrom i niemcom, że polacy już przed 70 laty zajmowali się poważnie, naukowo, Tatrami. Wiedzieli węgrzy wprawdzie o istnieniu tego rzadkiego dzieła, ale ani domyślali się jak poważne badania zawiera.
Nazajutrz, gdy deszcz ustał około 11. postanowiliśmy jak najdaléj posunąć się po dolinie wielkiéj i małéj Staroleśniańskiéj (W. i M. Kolbachu) ku murowi skalistemu odgradzającemu je do doliny Jaworzyńskiéj. Zamierzaliśmy przenocować gdzieś pod kamieniem i nazajutrz, wrazie pół-pogody, przejść do ostatnio wymienionéj doliny przez ramię szczytu lodowego, a ewentualnie, w razie pogody, wedrzeć się na sam szczyt.
Do towarzystwa naszego przyłączyli się pp. Pawlikowscy: orszak nasz, wraz z góralami liczył 15 osób.
Strona:Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu/3
Wygląd
Ta strona została przepisana.