Strona:Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wrześniu) i późniéj niekiedy, nim mrozy nastaną. Pojawia się niekiedy znowu na wiosnę, w poście, rzadziéj w mięsopusty. Słychać go zawsze naprzód jako jednostajne huczenie w halach; na dół przybywa już to wnet, już téż po kilku, niekiedy po 12 nawet godzinach, niekiedy cofnie się i znowu tężéj przychodzi. W zimie raz wiał na Boże Narodzenie. Wtedy połamał lasy pod Hoćkowskiém i przeniósł szopę z miejsca. Dmie zwykle 12 godzin, czasem przez noc i na drugi dzień do południa, zawsze dłużéj trzech godzin. Czasem przychodzi z siekawicą (gęstym dészczem); błyskawice, grzmoty, krupy, grad nigdy mu nie towarzyszą. Na wiosnę miecie on śniég przed sobą i robi zdymiska (zadmy), które potém topi. Wiatr ten jest oraz powichrem, bierze bowiem i unosi w górę owies, liście, proch, a potém znowu puszcza. Jest tak silny, że snopki z wozu powęzem i na krzyż drągiem przytrzymane wyrywa i roznosi. Człowiek w halach napadnięty nie zdoła się utrzymać na nogach, ale aby nie być powalonym, kładzie się na brzuch i raczkiem w zacisze zaczołgać się musi.
W halach miecie on drobnemi kamykami, drze smreczynę i łamie lasy. Na dole rozmiata ze szczętem skoszone zboże (owies), koniczynę lub siano i cobądź napadnie. Widziano wszakże gęsi dzikie lecące w tym wietrze, ale falisto w górę i na dół. Gdy się zbierze na dészcz, wtedy ustaje. Nim z hal zejdzie w dolinę, garnie cały wał chmur przez Czerwone Wiérchy, Giewont, aż po Świnnicę. Te, kłębiąc się, pędzą w doliny podhalskie na przewyrt, jak mówią górale, gdzie nikną, nie dochodząc do wsi. Niebo bywa zawsze czyste; tylko ponad halami widać wał chmur. Gdy wiatr halny dopadnie chmury wyżéj w powietrzu zawisłéj, to ją rozpędza. Wiatr ten dmie od Witowa po Jaworzynę spiską i Jurgów, lecz na tych kończynach słabnie. Gdy jest hruby (silny), dmie na całém tém paśmie. Na Orawie niéma go. Doliną chochołowską dmie, ale od Roztoki bierze się w polany (ku Kościeliskom), wsi atoli nie dotyka. We Witowie i Jurgowie już nie wymłaca i nie rozmiata zboża. Zwykle nie zajmuje tego całego pasu; dmąc w Kościeliskach, Zakopaném i na Bystrém, słabnie w Olczy. Niekiedy słabszy jest w Zakopaném, najsilniéj dmie na Bystrém po Pardołówkę. Pod Gubałówką niéma go; do Poronina także już nie dochodzi, ani na wiosnę zasp zmiękowych nie tworzy. Na Liptowie niéma go i zdarzyło się, że strzelcy napadnięci od niego na Goryczkowéj wyszli z jego obrębu, skoro się zniżyli w las ku Jaworowéj, w dolinie Wiérch-Cichéj. Wiatr ten halny pojawia się rzadko.
Wiatr, który nas chwycił na przełęczy pod Świnnicą, nie był wprawdzie silnym, ale byliśmy zmuszeni przycupnąć do skał i ich się trzymać, aż potęga jego działania nieco się zmniejszyła. Poczém we mgle mokréj, markotni, iż już po raz drugi wycieczka na Świnnicę się nie udała, powracaliśmy do doliny zupełnie tą samą drogą.
Na przełęczy Liliowego stanęliśmy o godz. 5, a o 7 wieczorem pokrzepialiśmy się wyborną wodą ze źródła pod Boconiem, które leży na wyso-