Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sił starczy, a gdy upadnie, dziej się wola Boża. I szedł noga za nogą po ostrych kamieniach, spadających na dół z łoskotem, niosąc oprócz brzemienia jeszcze starą babulę, która wciąż szeptała jakieś niezrozumiałe wyrazy.
Wreszcie stanęli na wierzchołku góry. Prześliczna zielona łączka rozciągała się tu szeroko, nad przeźroczystym jeziorem stała niewielka chatka, a po jeziorze pływały śnieżnej białości gąski, które na widok staruszki wzniosły w górę skrzydła, wyciągnęły długie szyje i biegły do niej z radosnym okrzykiem jak dzieci witając ukochaną matkę. Tuż za nimi ukazała się i gęsiareczka, wysoka, chuda, czarna, opalona dziewczyna, tak brzydka, że trudno było nie odwrócić od niej oczu. Rycerz spojrzał na nią z litością i żalem, bo miał serce pełne dobroci.
Stara przywitała się z gąskami pogłaskawszy każdą po szyi, potem zdjęła z rycerza wiązkę trawy, a dziewczynie kazała odebrać od niego kosz z owocami.
— Dziękuję ci za przysługę — rzekła żartobliwie. — Cóż, Krasotko, nie dziwisz