Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz-że teraz, braciszku!
Te ostatnie wyrazy zwrócił do myśliwego, który oczom nie wierzył patrząc, co się dzieje. Gdy żołnierz zakomenderował, zbójcy przechylili głowy, pootwierali usta i podnieśli ręce, chociaż nic w nich nie mieli; a teraz on śmiał się, a oni stali ciągle w tej samej postawie jak gdyby skamienieli, jakby czarodziejskim słowem pozamieniał ich w posągi bez życia.
— Widzę! — rzekł zapytany. — Umiesz sztuki nie lada, kochany generale, lecz korzystajmy z chwili i opuśćmy ten dom przeklęty.
— Mleko masz zamiast wąsów pod nosem, mój drogi; któryż wódz ucieka z placu pokonawszy wroga? Chodź-no, posil się trochę, bo to z pustego żołądka pochodzą takie myśli. Twoje zdrowie, synu!
Pili i jedli, a młodzieniec widząc, że zbójcy nie poruszają się z miejsca, z coraz większym podziwem patrzał na żołnierza. Na koniec zaczęło świtać.
— Teraz musi nas stara najkrótszą drogą zaprowadzić do miasta — przemówił żołnierz. — Ci pozostaną tutaj; możemy