Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Następnie przyszli na łąkę, a ona znów rzecze:

— Czyjeż te łąki, zielony łan?
— Król Drozdobrody tej łąki pan.
— Nie było gardzić byłby twój,
— Ach Boże mój!
— O jak wspaniałe miałabym gody,
— Gdyby był moim król Drozdobrody.

W końcu przyszli do dużego miasta pyta królewna.

— Czyj że ten piękny wielki gród?
— Drozdobrodego króla to lud.
— Nie było gardzić byłby twój.
— Ach Boże mój!
— O jak wspaniałe miałabym gody,
— Gdyby był moim król Drozdobrody.

— Tak ale mi się to wcale nie podoba, — rzekł grajek, — że ciągle wzdychasz do innego męża. Czy nie jestem dość dobrym dla ciebie?
Przyszli nareszcie do maleńkiej chatki, a ona pyta,

— Czyja to chatka uboga tak,
Czy w niej prócz nędzy wszystkiego brak?

A grajek na to:
— To mój i twój dom, w którym mieszkać mamy razem.