Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym snem. Obudził się dopiero przy rewizji celnej, lecz po chwili spał znowu aż do Berlina.
Podczas postoju na dworcu doręczono Pawłowi depeszę z Londynu. Isaakson donosił krótko:
— Brighton pękł. Kurs jeden i trzy czwarte.
Oznaczało to, że Brighton zaczął sprzedawać swoje akcje. Przekonał się o bezcelowości dalszych prób ratowania sytuacji. Widocznie panika w Ameryce ostatecznie podcięła mu nogi.
Paweł przerzucił stosy gazet, czytając miejsca zakreślone przez sekretarza czerwonym ołówkiem. Wiadomości, dotyczące kauczuku, były naogół skąpe i suche. Prasa powstrzymała się od komentowania krachu towarzystw kauczukowych. W kilku tylko dziennikach notowano, iż przyczyną gwałtownej baissy jest wynalazek inżyniera Ottmana, wszystkie jednak stwierdzały dalszą tendencję zniżkową.
W najgorszym wypadku należało przypuszczać, że papiery te spadną nie niżej niż do dziesięciu procent swojej wartości. Obraz sytuacji był jasny.
Wszystko działo się tak, jak Paweł przewidział. Jedno tylko było dlań niespodzianką. Oto przypuszczał, iż już w drugim dniu baissy kauczuk tak nisko spadnie, że przestanie być notowany na giełdach. Biorąc rzecz logicznie już dzisiaj nie przekraczał swoją wartością makulatury. Przyczyn odmiennego zjawiska należało szukać chyba w tem, że drobni posiadacze łudzili się jeszcze nadzieją ponownego podskoczenia kursów.
W każdym razie zanim przybędzie do New Jorku kursy te powinny dojść do granic kilkunastu centów za akcję o nominalnej wartości dziesięciu dolarów. Plan skupowania tych akcyj miał Paweł ułożony drobiazgowo i to od dawna. Tranzakcja była zakrojona na wiele setek miljonów i w jej przeprowadzeniu nie mogła znaleźć się najmniejsza omyłka.