Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszyło Zagłębie Dąbrowskie, w szybach naftowych Małopolski zawrzała praca. Przyszła kolej na Łódź, Białystok, Gdynię. O Warszawę uderzały wciąż nowe fale wiadomości. Nowa konjunktura!
Nie był to jeszcze nawet początek końca kryzysu, lecz słowo kryzys zaczęło tracić na znaczeniu. Zaczęło w psychice zbiorowej ustępować miejsca optymizmowi. Od tak dawna oczekiwano jakiegoś bodaj cienia poprawy, że pierwsze jej objawy od razu znalazły najszerszy oddźwięk. Ożywiły się tranzakcje, zapanował ruch na giełdzie, banki zaczęły otwierać kredyty. Nowa konjunktura!
Leniwie i chwiejnie poruszająca się machina gospodarcza została wprawiona w postępowy wirowy ruch. Coraz szybciej, coraz szybciej.
W środku zaś tkwił motor tego wszystkiego, on, Paweł Dalcz. Oczywiście nie brakło i krakania, które do głębi oburzało Krzysztofa. W prasie ekonomicznej zjawiały się artykuły pesymistycznie oceniające sytuację i wróżące rychłe załamanie się konjunktury.
Wykazywano, iż całe ożywienie życia gospodarczego oparte jest narazie na wysoce wątpliwych podstawach, że rynki zagraniczne są tak przesycone własną produkcją, iż eksport polski nie może liczyć na długotrwałe powodzenie. Jeżeli na poparcie tych dowodzeń nie przytaczano analizy cen, to tylko dlatego, że z jednej strony czynniki rządowe nie życzyły tego sobie, a z drugiej cała działalność Centrali Eksportowej otoczona była nieprzeniknioną tajemnicą.
Zresztą sceptyczne głosy były rzadkie, coraz rzadsze, aż wreszcie zupełnie umilkły. W pismach usposobionych najbardziej negatywnie do działalności Centrali Eksportowej zaczęły pojawiać się artykuły bez zastrzeżeń optymistyczne.
Ostatecznem zwycięstwem była wielka mowa Pawła, wygłoszona na bankiecie przemysłu metalurgicznego. Opublikowały ją wszystkie dzienniki na pierw-