Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nictwo zakładów w dobrych rękach. Wiedział, że te ręce są kobiece, lecz wierzył im pomimo to...
Mimowoli Krzysztof spojrzał na swoje ręce. Wąska, klasyczna dłoń i długie, lekko zaróżowione palce. Wyobraził sobie te palce przesuwające się po włosach i po twarzy Pawła... Czy kiedykolwiek może się to stać rzeczywistością?... Przyszło mu na myśl, że Pawła może zatrzymuje zagranicą jakaś inna kobieta. Zaśmiał się:
— Inna? Wogóle kobieta. Czyż ja jestem kobietą, czy Paweł mnie uważa za kobietę? Może właśnie dlatego nie wraca, że brzydzi się moją miłością, że nie chce widzieć moich oczu wpatrzonych w siebie, że narzuciłem się mu, a on nie umie zdobyć się na to, by mnie brutalnie odepchnąć. Czyż jestem kobietą, czy potrafię nią być ja, który nawet mówić o sobie jak o kobiecie nie potrafię. Cóż ja mu mogę dać?...
Zadzwonił telefon. To Blumkiewicz informował Krzysztofa, że wszystko zostało załatwione i że do pani Teresy wezwał znowu lekarza, gdyż ponownie popadła w omdlenie.
— Dobrze. Zaraz przyjdę — zmęczonym głosem odpowiedział Krzysztof i położył słuchawkę.
W poczekalni zastąpił mu drogę ten sam młody robotnik, którego wpierw ledwie zauważył.
— Panie dyrektorze, ja muszę z panem się rozmówić...
— Teraz nie mam czasu — niecierpliwie odpowiedział Krzysztof — niech pan przyjdzie jutro po południu.
Zrobił krok naprzód, lecz robotnik zasłonił sobą drzwi:
— Jutro to już ja pójdę gdzieindziej, panie dyrektorze. Ja dość mam tego...
Krzysztof odstąpił zdumiony. Nigdy dotychczas żaden z robotników nie odzywał się doń w sposób tak prowokacyjny. Dopiero teraz przyjrzał się natrętowi: