Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

olbrzymiem mieście odrębną całość. Z powodu upału drzwi były pootwierane, lecz płócienne pasiaste portjery, zasłaniające wejścia, stanowiły takież same przeszkody nie do przebycia, jak i ciężkie rzeźbione w drzewie staroświeckie drzwi, za któremi Anglik czuł się bardziej u siebie niż cały naród angielski na wyspach Brytyjskich.
Zewnętrzne warunki, które łączyły te domy w jedno miasto, zdawały się nieistotne, zdawały się łączyć je tylko powierzchownie, dzięki czemu Londyn przypominał potwornych rozmiarów plaster miodu, w którym każda pszczoła ma swoją własną, wyłączną komórkę, nie komunikującą się z innemi.
W westibulu zatrzymał Pawła wysoki siwy portjer w liberji ozdobionej wieloma medalami. Pomimo bardzo oficjalnego wyglądu rozmówił się z Pawłem w poufały i dobroduszny sposób. Prezes Brighton wprawdzie jest w biurze, lecz należy wątpić, czy będzie miał czas przyjąć kogokolwiek. Na giełdzie dzisiaj coś nie jest w porządku. Lepiej pomówić z sekretarzem. Ten będzie wiedział, kiedy uda się złapać mister Brightona.
Paweł jednak miał swój system i z sekretarzem mówić nie chciał. Przytem z tak pewną miną podał portjerowi swój bilet wizytowy i tak stanowczo oświadczył, że jednak prezes Brighton go przyjmie, że portjer zdecydował się go zameldować. Bilet wizytowy pod nazwiskiem Pawła zawierał tytuł generalnego prezesa związku polskiego przemysłu metalurgicznego, nie zupełnie zgodny z prawdą, lecz tem niemniej o tyle efektowny, że po pięciominutowem oczekiwaniu Paweł został zaproszony do gabinetu.
Brighton, żylasty, siwy starzec o długich, żółtych zębach znajdował się widocznie w stanie dużego podniecenia, gdyż pomimo spokojnego głosu i opanowanych ruchów zdradzał zdenerwowanie tem, że gryzł bez przerwy cybuch krótkiej, czarnej fajki, z której nie wydobywała się ani odrobina dymu.