Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lekarz zaśmiał się:
— No, teraz zawcześnie mówić o tem. Pan jest zbytnio wycieńczony.
— Jednakże mniej więcej?...
— Mniej więcej kwestja trzech tygodni.
Paweł skrzywił się i pomyślał, że doktor przesadza. Wprawdzie czuł się tak osłabiony, że aż dziwił się temu. Dotychczas nigdy nie chorował. To poczucie własnej słabości byłoby też dlań nieznośne, gdyby nie przeświadczenie, że prędko wyzdrowieje.
Pielęgniarka przyniosła obiad i lekarz wyszedł. Krzysztof, który przez cały czas milczał, poszedł go odprowadzić. Rosół był mocny i pachnący, a kotleciki z kury soczyste. Ręka jednak szybko zmęczyła się i Paweł odłożył widelec. Właśnie pielęgniarka zabierała się do karmienia Pawła, gdy Krzysztof wrócił i powiedział:
— Niech pani idzie na obiad. Ja to zrobię.
Usiadł na łóżku i wziął do ręki talerz. Ostrożnie podawał mu jedzenie bardzo drobnemi kęskami. Każdy kawałeczek mięsa maczał w sosie i uzupełniał odrobiną sałaty. Robił to z taką starannością i z takiem przejęciem, że Paweł mimowoli uśmiechnął się doń. Pomimo czerwonego zmroku Paweł dostrzegł wrażenie, jakie wywarło to na Krzysztofie. Trochę zmieszał się, lecz odstawił pusty talerz i z takąż systematycznością karmił Pawła winogronami. Każdą jagodę rozcinał, wyrzucał z niej pestki i ze skupieniem wkładał w usta chorego. Gdy skończył, Paweł powiedział:
— A ja myślałem, że ty mnie nienawidzisz...
— Jeżeli chcesz — szybko odpowiedział Krzysztof — możesz zapalić papierosa. Lekarz pozwolił.
— Dobrze i zrób więcej światła. Mnie ta ciemność bardziej męczy, niż światło może mi zaszkodzić.
Krzysztof odsłonił okna w sąsiednim pokoju. Przez uchylone drzwi wpadła teraz szeroka smuga światła prawie niebieskiego. Teraz dopiero można było zau-