Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przygotować do różnych ewentualnych prac... Narazie nie mają zastosowania, ale w pobocznych zajęciach...
— Panie inżynierze — przerwał mu Paweł — pan mnie źle zrozumiał. Ja bynajmniej nie żądam usprawiedliwienia tego, że laboratorjum jest większe, niż wymagają doraźne konieczności. Sam jestem zdania, że nie należy wyrzekać się możliwości szerszych prac. Właśnie chciałem nawet prosić pana o niekrępowanie się w drobnych wydatkach. Zawsze je zaakceptuję, jeżeli tylko będzie chodziło o umożliwienie panu badań nad jakiemś ulepszeniem, czy wynalazkiem.
Ottman był zupełnie rozbrojony:
— Och, panie dyrektorze, naprawdę bardzo dziękuję...
— Niema za co — wzruszył ramionami Paweł — nieraz późno wieczorem przechodzę koło pańskiego laboratorjum i widzę, że pan pracuje. Ma pan na warsztacie coś ciekawego?
— Kilka drobiazgów... w stadjum jeszcze początkowem...
— Coś z metalurgji? — zainteresował się Paweł.
— Przeważnie nie to... — Ottman był zażenowany.
Paweł nie wątpił, że w końcu wydobędzie z niego potrzebne wiadomości. Przekonał się, że Ottman nie chce mu się przyznać do swojej pracy nad kauczukiem. Wobec tego powiedział:
— Bardzo interesuję się wynalazkami. Rozporządzałbym nawet teraz dość znacznemi kapitałami, jeżeli chodziłoby o realizację czegoś konkretnego. W każdym razie — dodał tonem żartobliwym — zastrzegam sobie pierwszeństwo kupna.
Wstał i podał rękę Ottmanowi. Widział, że ten waha się, że chce mu coś powiedzieć, lecz wolał teraz przerwać rozmowę, by umocnić w Ottmanie zaufanie.
— Dowidzenia — powiedział wychodząc — a za