Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla siebie? — zdziwił się Paweł — ależ to wszystko jest dla mnie.
— No tak, interesy, ale dla swojej przyjemności...
Zaśmiał się:
— Nie rozumiesz, że interesy można robić dla przyjemności?
— Żeby mieć pieniądze...
Paweł potrząsnął głową i zamyślił się:
— Tak się ludziom zdaje. Niektórzy są nawet o tem głęboko przekonani. W gruncie rzeczy jednak pasjonują się pieniądzem, gdyż przyzwyczaili się uważać go za sprawdzian swego wysiłku, swojej sprawności, a bodaj tylko szczęścia. Dlatego identyfikują pieniądz z tem, co nazywają szczęściem. A przecież warunkiem zadowolenia jest osiąganie nie zaś osiągnięcie. Sam proces zdobywania. Przypuszczam, że rozkoszowanie się posiadaniem jest swego rodzaju inercyjnem zboczeniem psychicznem. Gromadzenie to zupełnie coś innego. Sroka namiętnie zbiera błyskotki, lecz jest to jej zupełnie obojętne, jeżeli ktoś błyskotki z gniazda zabierze. Zdaje mi się, że sroki mają rację. W instynktach człowieka mamy potwierdzenie tego. Próżniactwo jest równie nieznośne dla bogacza jak i dla żebraka. Odczuwanie zaś w funkcji zdobywania przyjemności pozostaje tylko kwestją świadomego lub nieświadomego stosunku do życia...
Marychna natężyła całą uwagę, by zrozumieć o co mu chodzi. Musiało to jednak być bardzo mądre, gdyż nie umiała się w tem połapać. Terpentyna Ottmana była też niezbyt zrozumiała, ale, oczywiście, znacznie nudniejsza.
— O czem myślisz? — zapytał Paweł.
— Nigdy nie zgadniesz — roześmiała się Marychna — to nie ma żadnego związku z tem, o czemśmy mówili.
— No?
— Spróbuj zgadnąć — rozbawiła się — jest to w fabryce i zaczyna się na literę „t“.