Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„...Gdybyś bodaj jeden ich dźwięk usłyszał, poznałbyć, czem jestem dla ciebie“...
— Najwyraźniej pisane do mężczyzny! Homoseksualista, czy co u licha?...
Odkrycie to napełniło Pawła jakimś dziwacznym nastrojem: śmiech, zdziwienie i pewnego rodzaju niedorzeczna, a pikantna wstydliwość. Lecz cóż w takim razie znaczy Marychna i jej rola, i te poezje, i te kwiaty, i ten wyjazd, i to opowiadanie Krzysztofa o Hinckemannie, pozbawionym na froncie walorów męzkości?..
Stek absurdów. Czy ten chłopak nie jest poprostu chory na pomieszanie zmysłów? Paraliż jego ojca może tu mieć swoje następstwa. Paweł czytał:
„Nie zrozumieją tego nigdy, jak wielka jest ich zbrodnia wobec mnie. Przebaczyć to nie znaczy nic więcej ponad zrozumieć, a ja zrozumieć nie mogę. Czyż można przebaczyć to, że się komuś zabrało jego istotę, jego osobowość, że się wtrąciło go w potworne kłamstwo, którego czeluść jest tak bezdenna i tak pusta“.
— Stek absurdów — Paweł z niezadowoleniem złożył kartki i wcisnął je do teczki — oczywiście Krzysztof uprawia beletrystykę i to beletrystykę filozoficzną!
Cisnął teczkę i zaśmiał się głośno. Krzysztof właśnie wygląda na poronionego poetę, czy powieściopisarza, i to w mazgajskim stylu. Dyrektor techniczny przedsiębiorstwa przemysłowego piszący podobne bzdury to więcej, niż śmieszność.
Paweł wogóle niecierpiał literatury pięknej i nigdy jej nie brał do rąk. Wydawało mu się szczytem idjotyzmu już samo to, że jakiś dojrzały i skądinąd rozsądny człowiek może z poważną miną oddawać się przez całe życie płodzeniu fantastycznych historyjek o fantastycznych ludziach, że zajmuje się obmyślaniem nieistniejących papierowych konfliktów,