Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cję... gdybym miał prawo chcieć, byś mnie zawsze i pomimo wszystko lubiła...
— Nie rozumiem?... Pomimo co?
Krzysztof pogładził ją po włosach i smutnie pokiwał głową:
— Pomówimy o tem... wkrótce.
Zamyślił się i dodał:
— Radzono mi wyjechać na kilka tygodni w góry.
— W góry? — spojrzała na zegarek.
— Tak. Zastanawiałem się nad tem... Czy nie miałabyś ochoty pojechać ze mną?
Marychna była zaskoczona. Nigdy nie wyjeżdżała poza Warszawę, bo przecież Zielonka się nie liczy, a o górach, o Zakopanem, marzyła oddawna. Z drugiej jednak strony wyjechać teraz z Krzysztofem, teraz, kiedy jest kochanką Pawła, wydawało się jej jakąś niemożliwością, czemś w najwyższym stopniu nieprzyzwoitem.
Niewątpliwie pociągał ją ten projekt, ale nigdy nie zdobyłaby się na decyzję bez pozwolenia Pawła. Zdawała sobie dokładnie sprawę, że taka podróż we dwójkę byłaby decydująca. To znaczy, że podczas niej Krzysztof wreszcie zdecydowałby się. Nie obawiała się tego. Przeciwnie. Interesował ją i pociągał swoją tajemniczością i swoją dziwną, niezwykłą urodą.
W każdym razie miała dość doświadczenia, żeby zastanowić się nad tem, że Krzysztof w końcu zostanie przecie w Warszawie, a Paweł wkrótce wyjedzie zpowrotem zagranicę. Lepszy wróbel w ręku...
Przez cały następny dzień pochłonięta była rozmyślaniami na ten temat. W pewnej chwili zastanowiło ją to, dlaczego Paweł nigdy nie wspominał jej o zamierzonym powrocie zagranicę, o którym Krzysztof zawsze mówił, jako o czemś nieulegającem najmniejszej wątpliwości, o czemś oddawna postanowionem.
Niestety, nie miała teraz sposobności sprawdzenia tej wiadomości. Paweł przez kilka dni nie odzywał