Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teresów, wie, co gdzie się dzieje. Mieszka w Katowicach, ale w tych dniach ma być w Warszawie.
Jachimowski pstryknął palcami:
— Sam, Pawle kochany, wybacz mi szczerość, skomplikowałeś i utrudniłeś naszą sprawę. Fabryka ma dzięki tobie znowu świetną opinję i ten... no, Tolewski, nie jest chyba takim idjotą, żeby pozwolić sobie zbić cenę.
— Na wszystko są sposoby — ostrożnie powiedział Paweł.
— Nie widzę ich.
Paweł zmarszczył brwi i przeszedł się po pokoju:
— Mamy jedną przewagę — mówił jakby do siebie — o tem, jak jest naprawdę w firmie, wiemy tylko my. Jeżeli temu Tolewskiemu nie brakuje sprytu, nie będzie on wierzył opinji, póki nie zajrzy do faktycznych danych. A nic łatwiejszego, jak właśnie takie dane mu zaprezentować jednym małym trickiem.
— Nie rozumiem — niecierpliwie poruszył się Jachimowski.
— Całkiem proste. Dać mu dowód, że z fabryką jest źle, że myszy uciekają z tonącego okrętu.
Jachimowski przygryzł wargę i wysoko podniósł brwi. Jego rysy wyrażały natężone skupienie. Wreszcie domyślił się:
— Mówisz o zaproponowaniu mu kupna dalszych udziałów?
— Tak. To jest jedyna i najlepsza droga. Sama oferta wystarczy, by zbić cenę.
— A jeżeli nie wystarczy? Jeżeli ten facet złakomi się?
Paweł roześmiał się. Kto w dzisiejszych czasach wierzy w dobre interesy? Kto się złakomi na wykupywanie udziałów przedsiębiorstwa przemysłowego wogóle, a takiego w szczególności, takiego naprzykład, którego dyrektor handlowy chce wyzbyć się swoich udziałów za wszelką cenę? Nie, takiego głupca dziś się nie znajdzie!