Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł skinął głową, otworzył biurko i wydobył z szuflady kilkanaście kartek zadrukowanych na ręcznej maszynie.
— Komunikat Polskiej Agencji Ekonomicznej — przeczytał nagłówek Tolewski — nie wiedziałem, że taka istnieje...
— Bo też niebardzo istnieje — zaśmiał się Paweł — zobacz pan ustęp zakreślony czerwonym ołówkiem.
Była to wiadomość o zachwianiu się jednej z najstarszych firm przemysłowych, Zakładów Braci Dalcz. Kryzys i nieoględna gospodarka doprowadziły do ruiny to niegdyś świetne przedsiębiorstwo. Prowadzone ostatnio rokowania z kapitalistami zagranicznymi znowu uległy rozbiciu. Zwrócenie się firmy o nadzór sądowy oczekiwane jest lada dzień.
Tolewski wyszczerzył żółte zęby:
— Mam to babie jutro pokazać?
— Jutro. Ale przedtem zatelefonuj pan do mnie. No, a teraz zmiataj pan tędy, przez kuchnię, bo tam już czekają na mnie. Zaraz. Przeprowadziłeś się pan do Bristolu?
— Od wczoraj, panie dyrektorze.
— Do licha, sprawże pan sobie wreszcie porządniejsze ubranie. Za kilka dni musisz pan wyglądać na burżuja.
Zatrzasnął drzwi i przeszedł do salonu Haliny, gdzie oczekiwał już od dłuższego czasu Jachimowski.
Paweł położył przed nim dwa arkusiki papieru, zapisane równem czytelnem pismem ś. p. Wilhelma Dalcza.
— Znalazłeś? — zapytał po chwili.
— Tak. Jakiś Tolewski. Więc co?
— Odszukałem go. Ma się rozumieć nie osobiście. Podobno sprytna sztuka.
— Przemysłowiec?
— I tak i nie. Przeważnie kapitalista. Tu sprzeda, tam kupi. Rozumiesz? Zapewniają, że ma nos do in-