Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście obiecałem zrobić, co mogłem. Wywiązała się korespondencja i bank wreszcie zgodził się na pewne ustępstwa. Zanim jednak zdążyłem to ojcu donieść, ten otrzymał list, wysłany z banku przed samą konferencją ze mną, a grożący oddaniem sprawy do prokuratora.
— Dlaczego do prokuratora?
— Bo te dwieście tysięcy dolarów zaciągnięte były w imieniu firmy, a w jej księgowości nie było o tem żadnej wzmianki.
— No tak — zniecierpliwił się chory — ale skąd oni o tem wiedzieli?
— Pierwszy termin minął. Zwrócili się do jakiejś wywiadowni handlowej i ta ich szczegółowo poinformowała.
— Zatem w naszej buchalterji jest jakiś szpieg!
— Napewno.
— I cóż dalej?
— Ojciec po przeczytaniu listu powiesił się — rozłożył ręce Paweł.
Zaległo milczenie.
Pan Karol żuł wargi, nie spuszczając wzroku z bratanka:
— Czy przyniosłeś ze sobą akty tej pożyczki?
— Ma się rozumieć. Nie byłoby celu ukrywania ich dłużej przed stryjem.
Wstał i wziąwszy teczkę z sąsiedniego stołu, wydobył z niej plik papierów:
— Stryj zechce zaraz to przejrzeć?
— Zaraz. Zapal górne światło. Kontakt jest przy drzwiach.
Paweł wykonał polecenie i siadając zpowrotem przed łóżkiem, ofiarował się:
— Może stryjowi przeczytać?
— Nie. Sam przeczytam. Podaj mi tylko okulary.
Duże arkusze niewygodnie się trzyma jedną ręką, pomimo to pan Karol nie przerywał czytania, chociaż