Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek? Mól, snob, zarozumialec, spryciarz, czy fujara?...
— Mało się udziela — rozłożył ręce Jachimowski — zresztą do administracji nigdy się nie wtrącał. No i nic dziwnego. Jest w fabryce dopiero od dwóch miesięcy. Robi wrażenie skrytego, zamkniętego w sobie. Nie pije, nie hula, zdaje się, że nigdzie nie bywa.
— A robotnicy lubią go?
— Raczej nie. On w ogóle jest jakiś dziwny.
— W jakiem znaczeniu?
— Czy ja wiem. Trudno określić. Naprzykład robi wrażenie mamusinego synka, takiego grzeczniutkiego, rozumiesz, wylizanego, dobrze wychowanego i skromnego, a ma pasję używania najordynarniejszych słów i wymyślania od takich synów naprzykład. Przytem ma głos taki cichy... Nie lubię go.
— To niewiele — skrzywił się Paweł — a nic nie wiecie o jego prywatnem życiu?
— Jakże! — zawołał Zdzisław — Jarszówna!
— Co za Jarszówna?
— Ma kochankę. To nawet skandal, rzecz prawie jawna.
— Pomału. Więc nazywa się Jarszówna i co to za typ?
— Stenotypistka. Pracowała u nas oddawna w sekretarjacie. Wziął ją na swoją sekretarkę, no i żyje z nią. Nawet ładna dziewczyna.
— A skąd wiecie, że jest jego kochanką?
— To powszechnie wiadomo. Zresztą on wcale się z tem nie ukrywa. Odwozi ją do domu swojem autem.
— Widzieli ich razem w kinie — dorzucił Jachimowski.
— A przez kogo, jeżeli nie przez nią wylał ojciec szefa kalkulacji? Ten bąknął jej coś o jej najdroższym i w godzinę nie było go już w fabryce. To pewne. Nawet wywołuje oburzenie, bo wcale się nie ukry-