Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sportowem ubraniu, mogący liczyć nie więcej, niż lat szesnaście, lecz pozujący na dorosłego mężczyznę.
— Pan Paweł Dalcz? — zapytał — wuj pozwoli, że się przedstawię. Jan Jachimowski.
— Duży z ciebie chłopak — zdawkowo powiedział Paweł i poklepał go po ramieniu.
— Mama zaraz zejdzie. Babcia też jest u mamy, a tatuś telefonował, że zaraz przyjedzie razem z wujem Zdzisiem. Proszę, może wuj zapali papierosa? — wskazał mu fotel i podsunął mosiężne pudełko z papierosami — wuj mieszka stale w Londynie?
— Nie. Mieszkam tam, gdzie mnie zatrzymują interesy. Ostatnio w Londynie.
— Mita w lecie wybierała się do Anglji. Napewno będzie wuja zanudzała wypytywaniem.
— Mita? To twoja siostra?
— No tak — ze zdziwieniem potwierdził Janek.
— Mogłem zapomnieć — z uśmiechem usprawiedliwił się Paweł — gdy ją widziałem, uczyła się dopiero chodzić. Ma już chyba siedemnaście lat?
— Osiemnaście i nietylko chodzi, lecz jest najlepszą lekkoatletką w biegach długodystansowych — odpowiedział nie bez przechwałki.
Na schodach ukazała się pokojówka:
— Pani prosi pana na górę.
W niedużym saloniku zastał matkę i siostrę, która nie wstając podała mu rękę i wytłumaczyła się zbolałym głosem:
— Wybacz Pawle, ale jestem cierpiąca. Jak ty jeszcze świetnie wyglądasz! Aż tryska z ciebie zdrowie.
— Ale strasznie posiwiał — powiedziała pani Józefina.
— Gorączkowa praca na Zachodzie, interesy, giełda, wszystko, co może człowieka przyprawić o siwiznę — pokiwał głową i usiadł naprzeciw siostry.
— Daruj, Pawle, ale myślałem, że nie zajmujesz się żadnemi poważnemi sprawami. Do nas tu docho-