Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny haft i temat szczęśliwie pomyślany. Czy pani sama sobie komponuje te rzeczy?
— Sama. O, jeżeli, pan dyrektor łaskaw, proszę zobaczyć tam, ta poduszka z paprocią, to też sama sobie wymyśliłam.
Wstał i uważnie przyjrzał się poduszce.
— Ciekawa kompozycja — powiedział — ma pani talent w ręku.
— Ale ja jestem gapa — zaśmiała się — nudzę pana dyrektora babskiemi fatałaszkami. Bardzo przepraszam! Pan napewno pomyśli, że jestem okropnie niemądra!
— Bynajmniej, jest pani naturalna, a to duża zaleta. No, może teraz zjemy sobie czekoladkę?
Sam rozpakował pudełko i podał jej. Rozmowa przeszła na sprawę dobroci poszczególnych wyrobów cukierniczych, przyczem Marychna zauważyła, że pan Krzysztof istotnie lubi czekoladę. Jadł dużo i ze smakiem. Nieraz słyszała, że mężczyźni lubiący słodycze odznaczają się dobrocią charakteru. Czyż on nie był bardzo dobry? Przynajmniej dla niej? Jakiż dyrektor chciałby odwiedzić swoją sekretarkę podczas choroby? Żeby był stary i brzydki, no to zrozumiałe, ale taki jak on, na niego pewno setkami kobiety lecą. A jednak ona mu się podoba. Napewno podoba. Pocóżby przychodził?...
Marychna wprawdzie miała dość duże powodzenie u mężczyzn. Na ulicy, w tramwaju, czy w pociągu oglądali się za nią i robili do niej słodkie oczy. W nielicznem kółku znajomych nadskakiwał jej ten i ów. Raz nawet jeden student medyk wycałował ją w kącie. Nie opierała się zbytnio, gdyż chciała spróbować, jak to smakuje, ale nie smakowało wcale. I powiedział jej wówczas, że nie jest rozbudzona. Idjota! Innym znowuż razem narzeczony Zosi, jej przyrodniej siostry, po pijanemu zaczął Marychnę ściskać i całować, ale potem został jej tylko niedający się wyrazić wstręt. Miał usta sine i lepkie. Brr... Jakież piękne usta ma