który za czasów niewolnictwa wyuczył się rzemiosła.
W dzień otwarcia szkoły zapisało się trzydziestu uczniów. Obie płcie były w równej liczbie. Większość pochodziła z hrabstwa Macon, którego Tuskegee jest stolicą. Zgłosiło się dużo uczniów, ale postanowione było, że będę przyjmował tylko tych, którzy mają więcej niż lat piętnaście i już cośkolwiek umieją. A pomiędzy przyjętymi było wielu takich, którzy poprzednio sami uczyli się w gminnych szkółkach i mieli przeszło czterdzieści lat.
Ci nauczyciele wstąpili do szkoły razem ze swymi uczniami i rzecz dziwna! po zdaniu wstępnego egzamimu niektórzy z uczniów dostali się do klasy wyższej niż ich mistrze. Wielu z nich chełpiło się przeczytaniem grubych ksiąg o szumnych tytułach, a im grubszą była książka i dłuższy tytuł, tem dumniejsi byli ze swej wiedzy. Byli tacy, którzy studyowali łacinę, jeden czy dwóch język grecki, sądzili więc, że ta umiejętność podniesie ich nieskończenie w naszych oczach.
Rzeczywiście w czasie moich podróży najbardziej chyba przykrym był mi widok młodego murzyna, siedzącego w jedynej izdebce drewnianej chatki i zatopionego w gramatyce francuskiej; siedział w brudnem odzieniu, wśród wielkiego nieporządku w izbie, a ogród naokoło chaty zarosły był chwastami.
Ci pierwsi uczniowie lubili najlepiej uczyć się na pamięć najzawilszych prawideł gramatyki i matematyki; ale brakowało im zupełnie umiejętności zużytkowania praktycznie nabytych wiadomości. Opowiadali, że są biegli w arytmetyce i rachunkowości handlowej, ale spostrzegłem wkrótce, że ani oni, ani ich sąsiedzi nie miewali rachunków w bankach. Zapisując nazwiska uczniów zauważyłem, że wszyscy bez wyjątku wstawiali pojedynczą literę pomiędzy swe imię a nazwisko. Zapytywałem ich o znaczenie tej litery, naprzykład J, wstawionej we środek: „John
Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/77
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.