Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu mnie oddano dozorcy z pękiem kluczów, ten zaprowadził mnie na pierwsze piętro, otworzył drzwi zamknięte ciężkiemi zasuwami, wepchnął na korytarz gankowy, odmawiając wszelkich wyjaśnień.
Tak więc znalazłem się znowu w więzieniu, zwanem pod telegrafem“, a ci, co mnie tu wtrącili byli to moi rodacy, w prastarej stolicy Piastów i Jagiellonów!
Na korytarzu i w dwóch izbach, do których on prowadził, znalazłem coś 17 młodych ludzi. Otoczyli mnie, wypytując o losy, które mnie tu zapędziły. Opowiadałem ostrożnie, nie zdradzając ani mego nazwiska, ani mej przeszłości
Natomiast z przerażeniem dowiedziałem się od nich, iż wszyscy oni złapani, zanim się zdołali zameldować, mają być oddani Moskalom w Michałowicach.
— Ot, pomyślałem sobie, całe morze przepłynąłem a tu na brzegu utonąć muszę! Czengery więc, któremu cudem tylko wykręciłem się z więzienia, będzie mógł dotrzymać przyrzeczenia, danego mej matce, iż mnie w Jędrzejowie powiesi na rynku! Po piętnastu miesiącach ciągłego narażania życia żal mi go teraz było, gdy wszelka nadzieja oswobodzenia ojczyzny zginęła, żal mi go było dla siebie i dla mej biednej matki, wdowy, zrujnowanej finansowo za mnie przez Moskali, — i dla trojga nieletniego rodzeństwa, którym opiekę byłem winien.
Smutek głęboki mnie ogarnął tak, że nie słyszałem nawet, o czem mówili moi nowi koledzy. Rzuciłem się na jedno z łóżek, pomimo wstrętu, jaki wzbudzało plugastwo, łażące po siennikach.
Głód przywołał do porządku myśli moje. Tłuczeniem się do drzwi i okien sprowadzono stróża więziennego, który z restauracyi przyniósł kawałek mię-