Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te leżały poza obrębem naszej literackiej działalności, odtąd zaś wejdą tam, nie dla tego Boże uchowaj! aby podkopywać istnienie zakładów, bez których mogłoby być gorzej niż jest, ale dlatego tylko, aby wskazać, że jakaś reforma w tym kierunku jest konieczną.
Wyobraź sobie, ładna czytelniczko, że los zrobił cię nauczycielką poszukującą miejsca. Przyjechałaś sobie tedy ze szczupłym zapasikiem grosza do Warszawy, stanęłaś sobie u ubogich krewnych, i zaraz, pierwszego dnia udałaś się do kantoru.
Wszedłszy tam rekomendujesz się.
— Proszę pani jestem taka i owaka.
— Bardzo mi błogo!
— Chciałabym pozyskać miejsce nauczycielki.
— Są takie, — odpowiada — madam. Właśnie mam tu listy od księcia Bostandżogło lub hrabiego Ksandopuło, gdzie pani wolisz?
Ty czytelniczko wolisz to, albo owo, byle prędzej; madam jednak objaśnia cię, że trzeba kilka dni zaczekać. Kilka dni, zamieniają się na parę tygodni, lecz choć fundusze twoje mocno się nadwyrężyły, a uboga rodzina często ci wspomina o przyjemnościach życia wiejskiego, ty czekasz bo... jeszcze kilka dni musisz czekać.
Zniecierpliwiona wreszcie, piszesz listy do księcia Bostandżogło i hrabiego Ksandopuło i po upływie kilku dni panowie ci odpisują jednomyślnie, że... od roku już mają nauczycielki z ramienia madam.
Wracasz tedy do madam i robisz jej delikatne wymówki; madam słucha cię grzecznie i jeszcze