Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie, na trzeci dzień, gdy już struny twoich stosunków domowych wytężyły się do dziesiątej dodanej górnej, gdyś lekcyę przeciągnęła o całe trzy kwadranse, dama prosi cię na konferencyę, mówiąc z bladym uśmiechem:
— Mamy, zdaje mi się, rachuneczek załatwić?...
Chcesz jej upaść na szyję, a ona tymczasem ciągnie dalej:
— Należy się pani 15 rs. Że zaś Manię jednego dnia bolał paluszek, drugiego brzuszek, trzeciego dnia goście przyszli, a czwartego i piątego była na spacerze, więc odchodzi 3 rs.
Po chwili zaś milczenia, dość kłopotliwego, dodaje:
— Niech pani będzie łaskawa przyjmie tym czasem na rachunek 6 rs., bo... bo... męża niema w domu.
Bierzesz tedy do drżących rąk 6 rs. i myślisz:
— W domu winna jestem 6 rs., za obiady 5 rs., to razem 11 rs.... Chciałam kupić płótna — to 4 rs., razem 15 rs. Mam zaś na to wszystko 6 rs.
W tej chwili stają ci przed oczami: służąca i praczka, takie biedne jak i ty, pochmurny gospodarz... Pytasz: z jakiej racyi wytrącono ci 3 rs.?... a potem: gdzie będziesz jadała obiady przez następny miesiąc?...
Twarz pała ci jak ogień i czujesz, żeby niezawodnie spaliła się na węgiel, gdyby żaru nie zgasiły te łzy, które ci w tej chwili z oczu płyną.
O piękna czytelniczko, zostań lepiej tym, kim jesteś! Jeżeli zaś masz w domu jaką nauczycielkę lub inną robotnicę, nie ociągaj się z zapłatą