Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bez względu na to, że przybyło kilka nowych pism, że jedno ze starszych, które dotychczas bawiło się gorliwem prześladowaniem pewnej klasy społecznej, obecnie zostało gorliwym jej obrońcą...
Bez względu na to, że zima przestała udawać wiosnę i że na czwartej maskaradzie ferwor intryg posunął się tak daleko, że aż się dwie maski pobiły...
Bez względu na to, że Wiek (co mu się chwali), drukuje opis domowego życia w Niemczech, że Gazeta Handlowa od Nowego Roku zreformowała w sposób korzystny swój odcinek, i że na niektórych jubileuszach wznoszą toasty po hiszpańsku...
Bez względu na to wszystko, powiadam, że rok bieżący zaczął nam się nie dobrze. W upłynionych latach poznaliśmy biedę i goliznę, dziś możemy poznać nędzę i głód.
Najgorzej jednak dzieje się z robotnikami fabrycznymi. Ludzie ci nie mają ani ziemi, ani spichrzów, ani listów zastawnych, tylko po parze rąk. Żyją z dnia na dzień, a gdy wybije godzina bezrobocia — mrą z głodu bez żadnych figur retorycznych. Zjawisko podobne ma obecnie miejsce w Zduńskiej Woli i jej okolicach. Skutkiem ogólnej stagnacyi, liczba robotników, pracujących w fabrykach z 2,000 spadła na 500, a tygodniowe zarobki z 2 rs. 50 kop., zmniejszyły się do kop. 90, 80, a nawet 60... I z czego tu żyć? zapytasz czytelniku.
Nie chcę ja wam mącić mleka, o ludzie dobrzy! Pragnę tylko zwrócić uwagę. Każdy, komu